Czy w Moskwie warto wybrać couch-surfing?

Anna, u której gościliśmy w Moskwie.

Nie spałem dobrze tej nocy. Mimo przyjemnego kołysania wagonów sunących w całkowitej ciemności w stronę Moskwy, oczekiwany przeze mnie sen nie przychodził. Nie posiadłem jeszcze przydatnej podczas podróży zdolności zasypiania w każdym miejscu i o każdej porze. Potrzebowałem czasu na adaptację do nowych warunków. Liczyłem w głowie barany i czekałem cierpliwie aż mój umysł zaakceptuje uczucie podniecenia i niepewności. Ambiwalentnego uczucia, które towarzyszy mi od samego początku podróży.

Lokomotywa napędzana majakami

Leżąc na górnej półce skąpanego w półmroku wagonu sypialnego, przytulałem plecak z laptopem i aparatem. Ich utraty obawiałem się najbardziej, bo cała idea NoMoreMaps opierała się właśnie na tych sprzętach. Miałem w pamięci przestrogi, którymi byłem karmiony z każdej strony przed wyjazdem—„uważaj na złodziei, Artur”. A więc uważałem. Postawiłem Lisa na warcie, a sam raz jeszcze obmacałem zawartość swoich kieszeni. Paszport—jest. Pieniądze—są. Komórka—jest. Kałasznikow—naładowany i w pogotowiu.

Zastanawiałem się na kogo tym razem trafimy w Moskwie. Loteria związana z nocowaniem w domu nieznanych wcześniej ludzi, wydawała mi się jedną z wyjątkowych atrakcji naszej wyprawy. W Petersburgu mieliśmy okazję spotkać Andrieja, nieco introwertycznego informatyka (typowa kombinacja) w naszym wieku. Dla mnie był jak żyw, wycięty z kart „Zbrodni i Kary” Raskolnikow, o czym pisałem we wcześniejszych wrażeniach z pobytu w Pitierze.

W Moskwie mieliśmy poznać Annę, która też zaprosiła nas za pośrednictwem couch-surfingu. Idąc dalej tropem znanych postaci rosyjskich powieści, czekałem jak pewien obcokrajowiec z lisim Behemotem u boku na poznanie Małgorzaty. Brakowało nam jedynie Mistrza do kompletu.

Z takim obrazem sennych majaków zasypiałem pośród pochrapywań wydobywających się z rosyjskich nozdrzy, by po chwili rozbudzić się na dobre. Poczułem delikatne szarpnięcie za ramię. Konduktor obwieścił mi po rosyjsku, że jesteśmy już niemal na miejscu. Szary świt otulający pustkowia za oknem wzbudził we mnie wątpliwości, czy aby na pewno mamy szykować się do wyjścia. Widok Magdy w pełnej gotowości nie pozostawił mi złudzeń. Koniec drzemki. Nie śpimy, zwiedzamy.

Witaj Moskwo!

Z dwudziestoma kilogramami na plecach i zapałki w oczach ruszyliśmy na pierwszy rekonesans. Z mglistego porannego powietrza wynurzyły się sylwetki spieszących się do pracy Rosjan. Pośród nich grupki tych, którzy nie mają się do czego spieszyć. W skórzanych, wytartych kurtkach wyczekują okazji do szybkiego zarobku. Obok nich zwykli drobni sprzedawcy, pijacy i na końcu podróżni. Krajobraz charakterystyczny dla dworca kolejowego we Wschodniej Europie.

Jedna z siedmiu sióstr tańczących wokół Moskwy.

Jedna z siedmiu sióstr tańczących wokół Moskwy. Tym widokiem Moskwa wita podróżnych z dworca, na którym zatrzymują się pociągi z Petersburga.

Otaczały nas wściekłe neony, kiczowate plansze reklamowe, budy z wątpliwej jakości jedzeniem i ponury widok szarych budowli w oddali. Nad tym wszystkim górowała jedna z siedmiu siostrzanych wież, którymi komunistyczne władze ozdobiły Moskwę. Po dostojeństwie architektury Petersburga, Moskwa uderzyła nas po oczach socjalistyczną miernotą.

Ukryte drugie pół prawdy

Jak narkomani na głodzie ruszyliśmy w poszukiwaniu Internetu, nowej heroiny, napędzającej NoMoreMaps. Przy jednym i jedynym działającym gniazdku elektrycznym w McDonaldzie spotkaliśmy dwóch zachodnich podróżników. Wystarczył nam rzut oka, by ocenić, że przeżywają swój kryzys. Z tygodniowym zarostem, pocięci przez insekty, ze skórą ogorzałą od słońca wegetowali pod ścianą, przy pustym stoliku, patrząc tępo przed siebie. W milczeniu zerkali co rusz na wskaźnik naładowania baterii w telefonie. Gdzie wyparowała ich energia? Co przeżyli, że wyglądali jak ludzkie wraki?

Zastanawiałem się, czy nas też to spotka. Czy nadejdzie moment, kiedy zmęczenie i zniechęcenie weźmie górę nad podnieceniem związanym z podróżowaniem. Czy możemy stale pławić się w zachwycie dniem codziennym tylko dlatego, że jesteśmy w nowym miejscu i obcujemy z nowymi ludźmi? Może pewnego dnia obudzimy się z myślą, że nic nie wywiera na nas już takiego wrażenia, że staliśmy się zbyt gruboskórni. Albo, że po dziesiątkach dni spędzonych we własnym towarzystwie, nie będziemy mieli sobie już nic więcej do powiedzenia. Z takich rozmyślań wyrwała mnie Magda, ciągnąc za frak do wyjścia. Dodaliśmy wpis na blogu, umówiliśmy się z Anną wieczorem po jej pracy, sprawdziliśmy jak trafić na Kreml. Ostatni łyk kawy i w drogę.

Moskiewski krajobraz

Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że Moskwa nie należy do najpiękniejszych miast świata. To postsocjalistyczny moloch okraszony szczyptą elegancji. Elegancji, która ogranicza się do miejsc stricte turystycznych i kilku wysp nowoczesnej architektury. Cała reszta jest głęboko zakorzeniona w minionym ustroju. To oznacza szare, posępne mrówkowce, szerokie aleje, ciężkie gmachy i socrealistyczne pomniki otulone wielkimi placami. W tę masę z różnym skutkiem starano się wkomponować kolorowe, zagraniczne butiki, biura, bary i restauracje. Świetnie udało się Rosjanom wykorzystać industrialne przestrzenie otulające znaną fabrykę czekoladek. Dziś w tych loftach kwitnie życie kulturalne i rozrywkowe miasta.

Klimatyczne okolice fabryki czekolady w Moskwie.

Klimatyczne okolice fabryki czekolady w Moskwie. Ku naszemu gorzkiemu rozczarowaniu działająca nadal fabryka, nie jest udostępniona dla zwiedzających.

Moskwa do złudzenia przypomina naszą Warszawę. I to nie tylko ze względu na słynne wieżowce, których kalką jest nasz Pałac Kultury i Nauki. Oba miasta pozbawione są tego wyjątkowego serca, które wyznacza i skupia rytm życia mieszkańców—starówki, czy centralnego rynku. Innymi słowy jeżeli chcesz znaleźć ciekawe miejsca, musisz wiedzieć gdzie ich szukać. Odległości na pewno nie sprzyjają swobodnym spacerom i spontanicznemu poznawaniu miasta.

Podziemny świat z historią w tle

Całe szczęście sprzyja temu metro, które pozwala na szybkie przemieszczenie się w dowolny zakątek Moskwy. To nie tylko zwykły środek transportu. To atrakcja sama w sobie. Wielokrotnie traciłem z oczu pędzącą z peronu na peron Magdę, żeby tylko zatrzymać się na chwilę i przyjrzeć mijanym w pośpiechu stacjom. Każda z nich ma swoją własną historię, własny styl, własny klimat. To też znakomite miejsce, które pozwala przyjrzeć się przekrojowi mieszkańców metropolii. Bo z metra tutaj korzystają właściwie wszyscy. Być może za wyjątkiem siedemdziesięciu ośmiu miliarderów, którzy rezydują w mieście.

Metro w Moskwie

Metro. Więcej metra! Chcę choć z kilometra metra u nas, w Polszy. Może wtedy powstanie więcej dobrych filmów sensacyjnych. Bo jak ma uciekać główny bohater podczas gonitwy? Tramwajem?

Książę i żebrak

Czy w Moskwie można znaleźć skrajności, o których często wspomina się w kontekście miasta? Nie rzucają się one aż tak w oczy. Ludzi, których mógłbym określić jako ubogich nie widziałem więcej niż na ulicach innych miast. Być może natomiast mijali nas prawdziwie obrzydliwie bogaci ludzie w swoich autach, ale to ciężko to stwierdzić po tak krótkim pobycie.

Skrajności z rosyjskich ulic

Tyle w temacie rosyjskich skrajności, które udało mi się zaobserwować na moskiewskich ulicach. Oligarchowie zapewne częściej korzystają z odrzutowców niż z aut.

W rosyjskim domu

Po wycieczce na Kreml, spotkaliśmy się wreszcie z Anną. Przywitała nas z uśmiechem i zaprowadziła do swojego niewielkiego mieszkania, znajdującego się w odległości paru stacji metra od centrum. Tam napadł na nas spory futrzak, będący syberyjskim kotem o popielatej, długiej sierści. Przyznał nam przepustkę do naszego pokoju. Poznaliśmy się też z mamą Anny, do której należało mieszkanie. Rzuciliśmy nasze pakunki i zasiedliśmy razem do kolacji.

Anna okazała się prawdziwą weteranką couch-surfingu. Bez przesady mogę powiedzieć, że jest jednym z tych osób-filarów, które podtrzymują całą konstrukcję. Zaczynała jedynie od spotkań z przyjezdnymi, których oprowadzała po mieście. W pewnym momencie zdecydowała się zaprosić jedną osobę do mieszkania i od tej pory stało się to nowym, domowym rytuałem. Rytuałem, który z równym entuzjazmem podchwyciła jej matka. Podziwiałem zaangażowanie obu kobiet, tym bardziej, że mogłyby łatwo wykpić się argumentem, że nie mają odpowiednich warunków do zapewnienia noclegu przypadkowym podróżnikom.

Mieszkanie, które zajmowała Anna i jej mama było naprawdę maleńkie: dwa skromnie urządzone pokoje, mikroskopijnej wielkości łazienka i kuchnia. Panowała tu jednak ciepła, sympatyczna atmosfera, która od momentu wejścia od razu mi się udzieliła. To niewątpliwie w znaczniej mierze zasługa mamy Anny, która emanowała spokojem, radością i optymizmem. Mogę się jedynie domyślać, że couch-surferzy w tym domu pełnili dodatkową rolę—wypełniali pustkę po stracie, jaką była śmierć ojca Anny po zmaganiu z chorobą nowotworową.

Jak przenieść Rzym do Rosji?

Anna ukończyła filologię włoską. Jest zakochana po uszy we Włoszech. We Włochach chyba niekoniecznie. Mówi biegle po włosku i na co dzień zajmuje się tworzeniem produktów turystycznych dotyczących… Włoch oczywiście. Co to oznacza w praktyce? Szef zleca jej kreację dwutygodniowej wycieczki pod tytułem: „Smaki Toskanii”, a ona rozpisuje krok po kroku całą logistykę, noclegi, atrakcje, finanse. Potem cały taki pakiet sprzedaje się zewnętrznym biurom turystycznym, które wcielają plan w życie, wysyłając rosyjskich turystów na spaghetti. Anna jest zadowolona ze swojej pracy, tym bardziej, że raz na jakiś czas może za darmo wyskoczyć do Włoch pod pretekstem lokalnego rekonesansu.

Dziś większość przyjaciół Anny, to ludzie poznani za pomocą couch-surfingu. Zgodziliśmy się, że couch-surfing przyciąga określony typ ludzi: otwartych na nowe doświadczenia lekkoduchów, awanturników, ludzi ciekawych świata, niekonwencjonalnych i prostych jednocześnie. To z nimi Anna bawi się organizując imprezy tematyczne typu żydowskie techno party w mieszkaniu, które z całą pewnością nie jedną imprezę widziało. Tam poznaliśmy niesamowitą Włoszkę, istny wulkan energii, która rozbrajała nas swoimi opowieściami w języku rosyjskim z silnym włoskim akcentem. Kiedy jej głos tracił na sile z każdą opowieścią i chował się za koszmarną chrypą, my z żalem odliczaliśmy godziny naszego przedostatniego dnia spędzanego w Moskwie.

Jak ten czas tak szybko zleciał? Ja nie ponimaju!—z zamyślenia wyrwał mnie okrzyk Włoszki, która rozbawiła raz jeszcze całe towarzystwo. Za spotkanie! Wznieśliśmy wspólny toast. Nie ostatni tego wieczoru!

Autor
Artur

Zamiast biurowców szklanych, mieszkania na kredyt i wersalki z Ikei wybrałem podróż w nieznane. Tak trafiłem do Chin. Po prostu spaliłem mapy i poszedłem przed siebie. Czasami wiatr smaga po oczach, przynajmniej czuję, że żyję.

Czytaj dalej ›

Czytaj dalej
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Komentarze
  • fru
    11 lat(a) temu

    nie mam teraz nic mądrego do powiedzenia, więc powiem tylko, że artykuł dobry :)

  • Pablo
    11 lat(a) temu

    Warszafka ma jednak Starówkę. Można oczywiście dyskutowac, w którym jej miejscu znajdziemy klimat Starego Miasta, ale co by nie było ma :))
    Potwierdzam zdanie poprzednika – Bardzo fajnie się czyta :)
    Zdrowia i pogody

  • Artur
    11 lat(a) temu

    Racja, Wawa ma starówkę, ale pozostawia ona niedosyt w porównaniu do innych większych polskich miast. Kraków, Gdańsk, Poznań, Wrocław… możesz w ciemno wybrać się tam na starówkę i na pewno znajdziesz miejsce, które odpowiada Twojemu gustowi. W Wawie jest mnóstwo ciekawych lokali rozsianych po całym mieście.

    I dzięki za pozytywne komentarze. Za negatywne też bym podziękował, ale jesteśmy tak rewelacyjni, że tych po prostu brak ;P

  • fru
    11 lat(a) temu

    z krytki to info nt. nowych komentarzy bym wrzucil na główną stronę ;)

  • Artur
    11 lat(a) temu

    Brzmi rozsądnie. Dzięki za info. W wolnej chwili dorzucę tam widget.

  • Richard
    7 lat(a) temu

    Jedna z najlepszych stron informacyjnych.

    • Artur
      7 lat(a) temu

      Dzięki, cieszę się, że daje radę :)