Nie powie ci ekonomista: Jak Chińczyk żony szukał i naród wzbogacił
Ekonomiści, którzy analizują chiński boom gospodarczy ograniczają się do dyskusji o systemie. Mówią o regulacji gospodarki, o nastawieniu na eksport, o wykorzystaniu atutu taniej siły roboczej i skali produkcji. To jednak tylko połowa prawdy. Druga połowa tkwi w chińskiej kulturze. I o tym mądre głowy często zapominają.
Zbuduj dom, spłódź syna, posadź… się na tronie
Chińczycy są tradycjonalistami. A zgodnie z tradycją życie w Chinach ma swój porządek. Najpierw przychodzi czas na naukę, potem na znalezienie drugiej połowy, założenie rodziny, spłodzenie potomka (najlepiej męskiego), potem można się skupić na karierze i bogaceniu, by wreszcie spocząć na laurach i kontrolować, żeby młodsze pokolenie postąpiło tak samo. Oczywiście wynika to ze starej jak świat konfucjańskiej filozofii, która wciąż rzeźbi losy ludzi w Państwie Środka.
Ta sama filozofia dziś złożyła na barki chińskich kawalerów olbrzymi ciężar — muszą sobie znaleźć żonę.
Brzmi banalnie? Nie w sytuacji, kiedy o małżeństwie decydują rodzice. Oczekiwania rodziców bowiem różnią się od oczekiwań młodych. Co jest na czele listy? Własne mieszkanie i stała, dobrze płatna praca. To zupełne minimum.
Interesuje cię pełna lista? Sprawdź we wpisie o tym, czym jest małżeństwo w Chinach.
Nie masz łóżka, nie idę z tobą do łóżka
Dla większości chińskich kawalerów posiadanie własnego mieszkania jest równoznaczne z tym, że uda im się zaprosić dziewczynę na drugą randkę. Większość Chinek nie zawraca sobie nawet głowy związkiem, który z góry skazany jest na porażkę.
One bowiem też znajdują się pod silną presją rodziców. Dziewczyny muszą szybko i skutecznie znaleźć odpowiedniego partnera. Zegar tyka, a jeżeli zbliżą się do 25 lat ich szanse na znalezienie męża drastycznie maleją, bo to próg staropanieństwa.
Co to wszystko znaczy dla gospodarki? Oznacza zdesperowanych młodych ludzi, którzy gotowi są pracować ponad siły, żeby móc kupić upragnione mieszkanie. Oznacza to niesamowitą konkurencję i wyścig szczurów, w którym nagrodą jest ręka upragnionej dziewczyny. Presję potęgują jeszcze dwa czynniki:
- Deficyt kobiet w Chinach
- Wypadkowa polityki jednego dziecka, tradycyjnej powinności spłodzenia męskiego potomka i powszechnego dostępu do aborcji.
- Wysokie ceny nieruchomości
- Ceny są regulowane przez rząd i w opinii wielu Chińczyków są sztucznie utrzymywane na bardzo wysokim poziomie. Dlaczego? Właśnie po to, żeby osioł zbyt szybko nie zjadł marchewki wiszącej przed nim na patyku.
Sukces liczony w yuanach
Presja matrymonialna jest tylko jedną z wielu presji społecznych, które spędzają Chińczykowi sen z powiek.
Od Chińczyka od narodzin wymaga się sukcesu. Wymagają rodzice, szkoła, żona, wymagają reklamy i kino. Z kolei sukces w Chinach liczy się tylko i wyłącznie w yuanach posiadanych na rachunku bankowym.
Stąd histeryczne starania rodziców, żeby zapewnić swoim dzieciom jak najlepszą edukację. Zaczynają od wyboru przedszkola, obowiązkowo takiego, gdzie uczą dzieci języka angielskiego. Do podstawówki dzieci trafiają na podstawie zameldowania, więc zdarza się, że tylko dlatego rodzice kupują mieszkania w pobliżu elitarnej szkoły.
Kiedy piszę te słowa w Chinach trwa 高考 gaokao, czyli chiński egzamin dojrzałości. Całe rodziny zjeżdżają się do miast, żeby „dopingować” swoje pociechy podczas testu, który zadecyduje o „być albo nie być” wielu młodych Chińczyków.
Jak Chińczyk poszczuł Chińczyka Chińczykiem
Na studiach wcale nie jest lepiej. Jeżeli zapytać przypadkowo napotkanego studenta jak mu się podoba nauka, to w odpowiedzi usłyszymy dwa słowa: presja i konkurencja.
Doprowadza to do irracjonalnych sytuacji, kiedy studenci kierunków artystycznych nigdy nie pokazują wzajemnie swoich prac, bo boją się plagiatu, a na konkursy wysyłają zgłoszenia cichcem, żeby nikt inny się nie zorientował.
Dlaczego rodzicom tak zależy na sukcesie zawodowym dzieci? Czy chodzi im wyłącznie o szczęście swoich pociech? Nikt tego głośno nie mówi, ale rodzice muszą sobie wychować bogatego syna, bo to ich gwarant spokojnej starości. W Chinach emerytury otrzymują jedynie nieliczni, więc obowiązek utrzymania starzejących się rodziców należy do dzieci. W przypadku, gdy jest to tylko jedno dziecko, lepiej żeby to dziecko było bogate.
Mit o pracowitym Chińczyku
Stąd niedaleko już do naszego mitu o Chińczyku pracującym od świtu do nocy. Mitu w którym jest wiele prawdy, bo Chińczycy pracują dużo dłużej niż my. W Chinach nie ma takiej pory i dnia, kiedy nie mógłbym kupić paczki herbaty i worka ryżu. Często zdarza się, że dostawca wody przywozi mi butelkę o północy, a jeszcze potem jedzie do kolejnego klienta.
Czy jednak praca w Chinach to ta sama praca, którą wykonuje się na Zachodzie? U nas praca to zło konieczne. Coś, co trzeba odbębnić, żeby móc spędzić resztę dnia tak, jak człowiek naprawdę lubi. W Chinach natomiast praca jest często całym życiem.
Takie modne terminy jak work life balance, które przyszły do nas z Zachodu w Chinach nie miałyby racji bytu. Tutaj biznes przeplata się z życiem osobistym i nikt nawet nie stara się tych dwóch aspektów rozgraniczyć. Tutaj przyjaźnie nawiązywane podczas pracy są przedłużeniem tych, które człowiek nawiązywał w szkole. Tutaj podczas pracy można wyjść na dwugodzinny lunch z wliczoną drzemką, tutaj można oglądać TV jednocześnie obsługując klienta, tutaj można, a nawet trzeba wypić z szefem podczas kolacji.
I nie wynika to z tego, że od Chińczyka wymaga się takiego, a nie innego poświęcenia. On sam sobie narzuca taki styl pracy. W praktyce wygląda to tak, że kiedy chcę się wybrać ze znajomym Chińczykiem poza miasto, to w grę wchodzą jedynie święta i weekendy. Pozostałe dni odpadają, bo pracuje. Fakt, że jest sam sobie szefem we własnej firmie nie zmienia tego faktu. Pracuje karnie we wszystkie dni robocze bez wyjątku i już. Fakt, że biedak jest jeszcze na etapie poszukiwania żony nieco go usprawiedliwia.
Nie zastaw się, ale postaw się
Co jednak z tymi, którzy żonę już mają, a nawet cieszą się własnymi dziećmi? Czy oni mogą wreszcie spocząć na laurach?
Rzadko tak bywa, bo nowobogacki Chińczyk lubi się pokazać. Tylko w ten sposób może zaspokoić swoje ego, pokazując innym nieudacznikom do czego doszedł. To właśnie nakręca rynek dóbr luksusowych w Chinach.
Specyfiką Chińską jest natomiast, że człowiek tutaj myśli szerzej. Nie tylko o swoim osobistym sukcesie, ale sukcesie nacji. Chińczyk lubi myśleć o sobie jako tym, który tworzy Wielkie Chiny. O tym, który daje prztyczek w nos tym wszystkim ignorantom z Ameryki i pseudointelektualistom z Europy, którzy ciemiężyli Chiny kolonialne i komunistyczne.
W takie nacjonalistyczne tony uderzają chińskie media: „bo to na nich teraz zwrócona jest uwaga całego świata, bo to oni muszą pokazać światu na co ich stać”. I Chińczyk pokazuje na co go stać: dom z kolumnadą w stylu korynckim, złote porsche w garażu, lamę w ogrodzie i lodówkę pełną Dom Pérignon.
Myśl jak Chińczyk, bogać się jak Chińczyk
Zamiast podsumowania, taka anegdota:
Raz zamożny Chińczyk, który trenował jeździectwo zwierzył się nam z zamiarem kupna konia. Zaczęliśmy go wypytywać jaki to miałby być koń. A on odparł, że nie wie, musi się namyślić, bo musiałby od razu kupić kilka. Brwi podskoczyły nam ze zdziwienia — Po co ci kilka?
Biznesmen wyjaśnił to tak: Jeżeli kupię konia, będę na nim jeździł góra dwa razy w tygodniu, a cały czas będę płacił za jego utrzymanie. Jeżeli wybuduję stadninę, to inni będą mi płacić za jazdę, a ja będę mógł wpadać kiedy tylko zechcę.
W Chinach nie ma hobby. W Chinach jest tylko biznes. Ot, cały sekret :)
Komentarze
Proszę polecać najlepsze na świecie konie z Janowa Podlaskiego. Musimy w Chinach promować Polskę przy każdej okazji gdyż nasz rzad nie wiele w tym kierunku robi a Chińczycy często oceniają człowieka poprzez jego pochodzenie.
Kolejny problem to różnica w zarobkach i wykształceniu. W Chinach facet musi zarabiać więcej od kobiety i powinien być od niej bardziej wykształcony. W Chinach przybywa bogatych i wykształconych kobiet (procentowo znacznie więcej niż w Japonii czy Korei Południowej) i ciężko znaleźć im faceta który byłby od nich zamożniejszy i bardziej wykształcony.
Będę polecał :) Chińczycy, którzy kupują konie mają naprawdę grube portfele, dla nich cena nie gra takiej roli jak prestiż posiadania dobrego (w domyśle drogiego konia). Gdyby tylko zacząć promować polskie jako równe (jeżeli nie lepsze) zachodnim, zdecydowanie na tym polu moglibyśmy wygrać. Skąd bowiem Chińczycy kupują konie? Z krajów takich jak Dania, czy Wielka Brytania. Tam nawet przeciętna szkapa kosztuje krocie.
Co do wykształcenia i zarobków, owszem, dokładnie tak wygląda. Stąd żart, że w Chinach istnieją trzy rodzaje ludzi: mężczyźni, kobiety i doktorantki. Ostatnie mają zbyt wysokie wykształcenie i nikt ich nie chce się z nimi związać.
Straszne takie zycie (no, z mojej perspektywy…), ale wyjasnia dlaczego Chinczycy tak dobrze wpisuja sie w wymagania i oczekiwania spoleczenstwa amerykanskiego. Bo jak cale zycie to praca…..[mowie to z perspektywy doswiadczenia wlasnego tj. kilkunastu lat pracy z tą nacja w USA].
Kiedys tego nie rozumialam, a i oni nie byli zbyt chętni do opowiadania o swojej kulturze i ukladach spolecznych, ktore i tak pewnie jak sie domyslam sa rozne wsrod emigracji i Chinczykow kontynentalnych..
Wielu, naprawdę wielu wierzy w taki styl życia. Raz spotkałem dziewczynę, Chinkę, która dopiero co zaczynała karierę w przemyśle winiarskim. Za ponad połowę, niemałej zresztą, wypłaty wynajęła pół pokoju w najdroższej dzielnicy Szanghaju tylko, żeby mieć 10 min do pracy. Zapytana, czy nie koliduje to z jej życiem prywatnym, odparła, że ona nie ma życia prywatnego i praca to wszystko o czym myśli.
Można i tak.
O rany… pol pokoju. Hm.
W takim razie jak wyglada sprawa z mieszkaniem razem mlodych przed slubem? Czy sa w ogole takie przypadki? Czy tez moze i kobiety i mezczyzni wola mieszkac z rodzicami, oszczedzac i dopiero po znalezieniu drugiej polowy przeprowadzic sie do wspolnego (w domysle wlasnego) mieszkania?
Wlasnie, nastepne co mi sie nasunelo. Jak czeste sa tam rozwody? Z tego co czytalam w Korei, gdzie rowniez uklady spoleczne sa bardzo tradycyjne (obowiazek malzenstwa i spoledzenia potomkow a potem utrzymania starych rodzicow) to nie jest zbyt mile widziane…a jak jest w Chinach?
Większość młodych Chińczyków, których poznałem usamodzielnia się dość szybko, tj. łapią pracę i wyprowadzają się z rodzinnego domu. Studenci z kolei żyją w większości w akademikach i z tego powodu pary nigdy nie mieszkają razem. Tylko bogatsi mogą sobie pozwolić na wynajem pokoju, czy mieszkania podczas studiów.
Dziewczyna nie ma oporów, żeby wprowadzić się do mieszkania swojego chłopaka. O ile związek ma dla niej sens, to zrobi to bez wahania. Jeżeli któryś z rodziców nie akceptuję ich związku, po prostu zrobią to po cichu, bez informowania wszem i wobec, że mieszkają razem.
Inaczej wygląda sprawa z małżeństwem. Tutaj mieszkanie musi być.
Rozwody trafiają się sporadycznie. Nie dlatego, że nie ma ku nim powodów, ale dlatego, że jest to źle postrzegane przez społeczeństwo. A w społeczeństwie Chińczyk przegląda się jak w lustrze. Małżeństwo to raczej umowa partnerska, nie zawsze miłość. Dlatego skoki w bok, jakiegokolwiek by nie wywoływały dramatu z reguły nie są przyczyną rozwodu. Taką przyczyną może być jednak zaniedbywanie finansowych potrzeb żony :)
Rozwody zdarzają się coraz częściej. Obecnie to 23 % i szybko rośnie .Wciąż daleko im do 50% w krajach zachodnich ale pewnie też dobiją to tego wskaźnika ( w Pekinie to już 39% ). Powodów jest kilka. Często presja rodziców jest tak silna, że chcą wziąć ślub jak najszybciej.Szybki ślub a później szybki rozwód. Większość z nich to rozpuszczone jedynaki (skutki polityki jednego dziecka w Chinach) i trudno im się odnaleźć w związku małżeńskim ,który to przecież wymaga sporo wyrzeczeń i kompromisów. Kolejny powód to kłótnie o pieniądze bo koszty życia rosną nie współmiernie z zarobkami.
Ciekawe statystyki. Jak wszystko w Chinach, sytuacja zmienia się dynamicznie :)
Ostatnio wpadłem na ciekawostkę – najczęstszy powód rozpadu związku (niekoniecznie małżeństwa) w Chinach to… telefon komórkowy. A raczej uzależnienie od telefonu. Kto drepta po chińskiej ziemi wie o czym mowa. Tutaj dominują smutne obrazy dwojga młodych ludzi, którzy wyszli do knajpy i nawet na siebie nie patrzą, nie mówiąc o rozmowie. Oboje wciągają makaron i gapią się w ekran. Tematy się już skończyły.
Artur, a Ty preferujesz Chinki czy Europejki, określ śię ;) Ciekawy jestem czy jako „biały” masz tam duże „branie”. Może napisz coś o tym, czy Chinki dalej polują na westernów czy stopniowo powstaje społeczny niesmak, jak na Tajwanie. Wpis świetny wogóle fajnie piszesz, nie wiem jak ale bardzo mnie wciagaja twoje przemyślenia.
Chinki, Europejki, bez różnicy. Urocze, zagadkowe i piękne, reszta bez znaczenia. Chinki są bardzo pociągające, ale co z tego jak na dłuższą metę nie da się z nimi wytrzymać. Albo to z nami nie da się wytrzymać. Faktem jest, że nie znam żadnego naprawdę udanego związku mieszanego laowai-Chińczyk. Jeżeli miałbym być z Chinką, to musiałaby być to naprawdę wyjątkowa Chinka.
Czy polują na białasów? Owszem, polują i jeszcze trochę będą polowały dopóki im biali nie spowszednieją. Społeczny niesmak? Odczułem jedynie nutę zazdrości ze strony Chińczyków w stylu „przyjeżdża taki białas, niczego sobą nie reprezentuje, a każda jego”.
Czy mam branie? Nie szukam, więc i brać nie ma co. Co innego trzy lata temu. Dziewczyny ustawiały się kolejkami. I to były czasy!
„O wartości kobiety świadczy, ile synów urodziła” – powiedziała* Lilia jakieś sto lat temu do Kwiatu Śniegu, swojej zaprzysiężonej przyjaciółki, tzw. laotong… Chyba aż tak wiele się nie zmieniło do tej pory.
*) co prawda obie były bohaterkami pewnej powieści, ale słowa te w rzeczywistości powtarzane były w Chinach miliony razy przez różne Peonie, wszelakie Księżyce i inne Kwiaty, a już na pewno przez ich teściowe.