Kariera freelancera: Jak pracować przez internet i zarabiać grube miliony?
A więc chcesz zostać freelancerem by móc pracować z pięciodnowym zarostem w klapkach na tajskiej plaży? A może chcesz utrzeć nosa znajomym korpoludkom, którzy cisną tramwajami do pracy, żeby im starczyło na bułkę z masłem do 30-tego? Jeżeli tak, to ten wpis jest właśnie dla ciebie.
Na jednej z konferencji dowiedziałem się ostatnio, że 80% ludzi chciałoby pracować przez internet. Ale co z tego, że każdy chce, jeżeli nie każdy może? A przynajmniej nie zawsze to ma sens. Jeżeli bowiem zainwestowałeś już tryliard lat swojego życia, żeby ukończyć medycynę albo prowadzisz warzywniak, to owszem, możesz pracować zdalnie, ale będziesz musiał się wpierw przebranżowić. Dlaczego? Bo prawda jest taka, że praca zdalna jest dostępna i opłaca się tylko określonym grupom specjalistów.
Jak mogę zarobić na pracy przez internet?
Jeżeli posiadasz umiejętności, które możesz sprzedać zdalnie, to masz bardzo ułatwiony start. Jakie to umiejętności? Z tych najpopularniejszych:
- Programowanie,
- Projektowanie grafiki,
- Montaż wideo,
- Copywriting,
- Marketing internetowy,
- SEO.
Co jeżeli nie masz żadnej z tych „twardych” umiejętności? Jeszcze nic straconego. Po pierwsze, możesz zakasać rękawy i się tego wszystkiego nauczyć. Jak masz łeb na karku i trochę determinacji, to w rok, czy dwa ogarniesz podstawy i będziesz mógł z tym pójść do mniej wymagającego klienta.
Nie umiem i nie chcę programować
Nie chcesz się uczyć nic nowego? To zapomnij o obiecanych w temacie kokosach.
Możesz sobie jednak dorobić parę złotych pracując zdalnie jako wklepywacz danych (to się teraz nazywa specjalista działu operacyjnego), przeglądacz internetów (researcher), tester aplikacji, pracownik helpdesku, czy przynieś-podaj-pozamiataj (wirtualny asystent).
Licz się z tym, że pracując w ten sposób będziesz konkurował z całą hordą innych ludzi o nieliczne oferty pracy. Może być tak, że lepiej wyjdziesz na etacie, bo przynajmniej będziesz miał jakieś perspektywy awansu i w konsekwencji wyższych zarobków.
Gdzie szukać pracy przez internet?
Znalazłeś już swoją niszę? Super, ale to dopiero połowa sukcesu. Pierwsze co powinieneś zrobić, to sprawdzić, czy możesz w ogóle coś zarobić na tym, co potrafisz. Po prostu wejdź na portale takie jak: oferteo.pl, useme.eu, freelanceria.pl, czy nawet gumtree.pl albo olx.pl i sprawdź zamieszczone tam oferty. Zanotuj sobie jak często się pojawiają i jakie padają tam stawki.
Co jeżeli nie możesz znaleźć żadnych pasujących zleceń? Albo co jeżeli większość ofert zawiera głodowe stawki typu 50 zł za zaprojektowanie logotypu?
Freelance? Go global!
I tu dochodzimy do sedna — polski rynek pracy zdalnej dopiero raczkuje. Większość klientów nastawiona jest na szukanie taniego wyrobnika, nie ma pojęcia jak opisać zlecenie, często sami nie wiedzą czego chcą i do tego mają wygórowane wymagania. Można jakoś żyć z polskich zleceń, ale co to za życie?
Alternatywa?
Musisz wystarać się o zlecenia zza granicy.
Jak masz solidny fach w ręku, to bez problemu zaczniesz od $10-$20 za godzinę w zależności od profesji. Ile dostałbyś za podobną pracę w Polsce? Pewnie w granicach 10-20 złotych. Jeżeli więc w przeciągu miesiąca chcesz powiększyć swoje zarobki o jakieś 400%, to jedyne co musisz zrobić, to wyjść ze swojego grajdołka na globalny rynek.
Do tego skoku na kasę potrzebujesz tylko jednego — komunikatywnego języka angielskiego.
Czy naprawdę muszę znać angielski do pracy przez internet?
W skrócie: tak. To nie znaczy jednak, że musisz go znać perfect.
Wystarczy jak potrafisz sklecić w miarę gramatycznego maila po angielsku i jak przyjdzie co do czego, to będziesz potrafił powiedzieć parę słów o swojej pracy. Nie taki diabeł straszny jak go malują. Dlaczego?
- O ile nie zarabiasz jako tłumacz, to nie za piękny angielski, a za twoje inne umiejętności płacą twoi klienci. Jeżeli jesteś dobry w tym, co robisz, to klient przymknie oko na twój mongolski akcent i gramatyczne potknięcia.
- Jeżeli klient ma do wyboru native’a, który bierze $35 za godzinę i ciebie z kulawym angielskim za $25, to o ile wasze umiejętności są podobne, klient prawdopodobnie i tak będzie wolał ciebie. Po prostu jako Polacy możemy kompensować swoje niedoskonałości stawką, która i tak będzie konkurencyjna w stosunku do freelancerów z krajów rozwiniętych.
- Często bywa, że jedyną rozmową jaką będziesz musisz przeprowadzić przez cały czas trwania zlecenia, to rozmowa kwalifikacyjna. Z biegiem czasu i bogatszym portfolio, czasami nawet i tej rozmowy nie uświadczysz.
- Bywa, że sami zleceniodawcy kiepsko władają angielskim w mowie albo nie czują się komfortowo rozmawiając w tym języku i całość komunikacji przebiega mailowo. A wtedy Google Translate jest twoim sprzymierzeńcem, jeżeli czegoś nie rozumiesz.
Reasumując, najgorzej zacząć. Jak już zrobisz ten pierszy krok, szybko ogarniesz język potrzebny do wykonywania zleceń, tak że szybciej będziesz pisał po angielsku niż myślał po dwóch piwach po polsku.
Gdzie szukać zleceń pracy przez internet?
W sieci jest pełno różnych serwisów pośredniczących w pracy zdalnej, ale większość z nich to wysoko wyspecjalizowane płotki, głównie dla programistów. Jeżeli nie chcesz tracić zbyt dużo czasu na poszukiwania, to mam dla ciebie skróconą listę z liderami w tym biznesie:
Krótko o każdym z nich, co jest fajne, a co be.
Freelancer.com
To najstarszy zawodnik w peletonie. Działa banalnie prosto — ktoś dodaje zlecenie, ty aplikujesz o jego wykonanie i podajesz całkowity koszt projektu. Zleceniodawca wybiera jedną ofertę od najlepszego freelancera i voila! Serwis zgarnia prowizję, a ty resztę pieniędzy oraz należną chwałę.
Upwork.com
To taki Freelancer.com na sterydach.
W porównaniu do Freelancer.com, jakość projektów jest z reguły lepsza. Co to znaczy? Ciekawsze projekty, rozbudowane briefy i rozsądniejsze zarobki. Upwork filtruje niepoważnych freelancerów, którzy klepią chałtury za parę dolarów (czyt. ekipy z Indii i Pakistanu) i to przyciąga klientów, którzy cenią jakość.
Dodatkowo Upwork wprowadził testy, dzięki którym można potwierdzić swoje umiejętności w danym zakresie np. znajomość konkretnego języka, oprogramowania, czy technologii w przypadku programistów. Można dyskutować, czy te testy faktycznie odzwierciedlają poziom danej umiejętności, ale na pewno ich ukończenie dodaje freelancerowi +5 do wiarygodności, a to z kolei przekłada się na wyższe stawki.
Dla mnie największą zaletą Upworka jest możliwość pracy w oparciu o stawkę godzinową. Umożliwia to mały program śledzący, który zapisuje co robisz na komputerze i udostępnia tę informację zleceniodawcy. Głównie chodzi o statystyki klików/naciśnięć klawiszy i zrzuty ekranu wykonywane w losowych przedziałach czasu. Dzięki temu klient ma pewność, że się nie obijasz podczas pracy, a ty masz spokój z czasochłonnymi wycenami trzydziestej ósmej „poprawki” w swoim projekcie. Po prostu robisz swoje, a klient płaci za każdą godzinę, którą poświęciłeś na wykonanie zadania.
Na koniec łyżka dziegciu do tej beczki miodu — Upwork to praktycznie monopolista na rynku pracy zdalnej. I wykorzystuje tę swoją pozycję jak tylko może. Od jakiegoś czasu Upwork pożeraja aż 20% prowizji od zarobków freelancerów. Wprowadzili też podział na darmowe i płatne konta premium (bez szeregu ograniczeń), dojąc freelancerów jeszcze bardziej. Do tego dochodzi restrykcyjna rejestracja z tysiącem weryfikacji i inne życio-utrudniacze, które sukcesywnie zniechęcają do systemu.
Toptal.com
Toptal.com to z kolei taki podrasowany Upwork i skoncentrowany na sektorze IT.
Na początku musisz przejść szereg super trudnych testów, by potem cieszyć się pracą zdalną (lub na miejscu z relokalizacją) za jedne z najwyższych stawek w branży. Klientami Toptal są przede wszystkim duże firmy gotowe dobrze zapłacić za najlepszych ludzi na rynku. W zamian oczekują jednak rzetelnej, ciężkiej pracy, zwykle pełnoetatowej i pełnej dostępności w określonych godzinach. Projekty na Toptalu trwają najczęściej kilka miesięcy, choć można znaleźć i krótsze.
Który serwis jest najlepszy?
Jeżeli dopiero raczkujesz i nie chcesz tracić czasu na budowanie swojej własnej marki, chcesz się sprawdzić w komercyjnych projektach online, to wybierz Freelancera.
Jeżeli jesteś przekonany, że kariera freelancera jest dla ciebie, myślisz długoterminowo i nie chcesz tracić czasu na wyceny, żmudne szukanie ofert, to od razu leć do Upworka.
Natomiast jeżeli masz asa w rękawie w postaci rzadkiej, technicznej umiejętności, to nie wahaj się iść po stawki rzędu $80 za godzinę w Toptalu.
Jak NIE zaczynać pracy przez internet?
Nie zapomnij wpierw odrobić zadania domowego i odpicuj swój profil od razu. Nie zaczynaj z profilem skleconym „po łebkach”, bo zniechęcisz potencjalnych klientów. Reszta tych najbardziej zdesperowanych wybierze cię tylko dlatego, że ustawiłeś żałośnie niską stawkę.
Co gorsza, nawet jak potem zaktualizujesz profil, to te pierwsze kiepskie zlecenia nadal będą ciągnęły cię w dół, bo przyszli klienci sprawdzą twoją historię — za jakie pieniądze pracowałeś i jaki był tego efekt.
Jak powinien wyglądać idealny profil freelancera?
- Napisz krótko i zwięźle co robisz najlepiej, od jakiego czasu i wymień pokrewne umiejętności. Nie wrzucaj elaboratów na ten temat, bo nikt tego nie będzie czytał. Tylko konkret i bez ściemy.
- Wrzuć swoje portfolio nawet jak myślisz, że go nie masz. Robiłeś tłumaczenia dla stryjka Zdzisia? Pochwal się choć tym.
- Wydaj te parę groszy na profesjonalne zdjęcie, gdzie wyglądasz jak człowiek, jesteś uśmiechnięty i budzisz zaufanie. Selfie albo fotki z paszportu to bardzo zły pomysł.
- Jeżeli nie jesteś specem od angielskiego, daj wszystko do przeczytania komuś, kto jest. Popraw błędy i prześlij jeszcze drugiej osobie.
- W przypadku Upworka machnij parę testów. Rób tylko te, w których czujesz się naprawdę silny i z umiejętności, które naprawdę chcesz wykorzystać w pracy.
Mam wymuskany profil, co dalej?
Sprzedaj się.
Po pierwsze sprawdź konkurencję — ile inni biorą za projekty, które cię interesują i weź 75% tego. Dlaczego tak mało? W ten sposób nawet bez żadnej historii, komentarzy, czy bogatego portfolio dasz radę znaleźć pierwsze zlecenia. W dodatku znajdziesz te nieco tańsze, a co za tym idzie oczekiwania klientów wobec twojej pracy będą niższe i zaczniesz bezpiecznie, bez napinki, że zawalisz pierwszy projekt.
Szukaj wyłącznie klientów, którzy mają dobre komentarze i zlecili już sporo prac. Nie ma nic gorszego jak trafić na zleceniodawcę, który nie ma pojęcia o pracy zdalnej i oczekuje cudów na wczoraj.
Szukaj małych projektów, najlepiej takich, które potrwają góra parę dni. Na początku musisz zbudować sobie historę, tak żeby po paru miesiącach móc powiedzieć, że zrealizowałeś 20 projektów. To brzmi lepiej niż dwa, bo większość klientów nie zada sobie trudu sprawdzenia ile pracy w te projekty faktycznie włożyłeś.
Nie bierz nic, czego nie jesteś pewien, czego nie rozumiesz ani od kogoś, kto wydaje się, że nie wie czego chce albo ma nierealistyczne wymagania. Postaw na pewniki, czyli szybkie, łatwe zlecenia, w których możesz się wykazać.
Daj z siebie wszystko, a nawet nieco więcej niż zwyle. W końcu stawką jest dobry komentarz od pierwszego zleceniodawcy. Jeżeli zawalisz z tym pierwszym, to drugiego możesz już nie mieć.
Powtórz schemat aż dobijesz do paru wykonanych zleceń. Zawzse upomnij się o komentarz, bo ty nie tylko sprzedajesz swoje umiejętności, ale co ważniejsze – reputację. Im więcej pozytywnych komentarzy, tym szybciej i bardziej wyśrubujesz swoje stawki.
Mam już parę zleceń na koncie, co dalej?
Jak już się rozhulasz z różnymi projektami, to możesz rozejrzeć się za większymi zleceniami albo stałą współpracą. Jeżeli chcesz mieć stałe dochody z pracy zdalnej i zaoszczędzić czas, który normalnie spędziłbyś na poszukiwanie zleceń, rozmowy kwalifikacyjne itp. to nie ma lepszej opcji.
Uważaj tylko, żeby projekt cię nie przerósł:
- Terminowo — żeby na pewno udało ci się dotrzymać deadline’u. W tym celu zrób plan pracy, podziel się nim z klientem i sporządź na tej podstawie wycenę przed rozpoczęciem prac.
- Mentalnie — żebyś nie utkwił w projekcie, którego nie lubisz, który jest odtwórczy, nieciekawy albo prowadzony przez klienta bez piątej klepki.
- Co-workingi
-
Co-workingi są fajne, bo skupiają ludzi o podobnym profilu. Dzięki temu masz do kogo usta otworzyć i możesz jeszcze nawiązać parę wartościowych kontaktów. Stąd już niedaleko do poleceń klientów i wspólnie realizowanych projektów. Dodatkowym plusem jest szybki i stabilny internet, dostęp do elektroniki biurowej, czy sali konferencyjnej.
Za te wszystkie przyjemności trzeba jednak zapłacić. Biurko w większym mieście uszczupli twoją kieszeń o jakieś 500 zł miesięcznie. Mniej jeżeli będziesz wpadał tylko od czasu do czasu.
- Kawiarnie
-
Wariant dla tych, którzy chcą przyoszczędzić grosza, a przy tym nie lubią, bądź nie mogą pracować z domu. W zestawie masz jednak problemy takie jak: kapryśny internet, problemy ze znalezieniem gniazdka elektrycznego, rosnący garb z powodu niewygodnego krzesła, palpitacje serca od tych wszystkich kaw, które siłą rzeczy musiałeś zamówić w ciągu dnia itp.
Jak dla mnie gra niewarta świeczki, bo efektywność pracy w kawiarni po prostu kuleje.
- Dom
-
Własne hebanowe biurko, najwygodniejsze krzesło jakie możesz sobie zainstalować, internet taki, jaki potrzebujesz, muzyka jaką lubisz i kawa w ulubionym kubku. Na dokładkę nie musisz tracić czasu na żadne dojazdy. Musisz jednak mieć w sobie wystarczająco dużo samodyscypliny, żeby nie zarosnąć jak dziad borowy w swoich samotnych czterech ścianach. No i trzymać dzieci i psy (z papugami jeszcze gorzej!) z daleka o ile takowe posiadasz.
Jak masz mega projekt, który ma się ciągnąć przez parę miesięcy, to lepiej od razu zaproponuj, żeby go rozbić na parę etapów płatnych osobno. Dzięki temu będziez miał za co żyć, co świętować po każdym etapie i złapiesz oddech w trakcie. Nie ma nic gorszego niż nigdy niekończące się zlecenie, które nie przynosi ani pieniędzy, ani satysfakcji.
Pracuję zdalnie, ale chcę lepiej zarabiać
Śledź trendy i myśl nieustannie w jakim kierunku chcesz się dalej rozwijać.
Z jednej strony możesz skoncentrować się na wąskiej specjalizacji typu rysunek medyczny, bo to uczyni cię ekspertem w swojej dziedzinie i automatycznie będziesz zarabiał świetne pieniądze. Z drugiej strony nie możesz przesadzić, bo pewnego dnia możesz obudzić się z ręką w nocniku. Co jeżeli nikt nie będzie już potrzebował rysowników medycznych, bo pojawi się łatwo dostępne oprogramowanie, które tworzy tego typu rysunki? Co jeżeli twoja najcenniejsza technologia lub umiejętność stanie się passe?
Z drugiej strony niektórzy klienci preferują wszechstronnych freelancerów. Dzieje się to z dwóch względów. Po pierwsze wolą zatrudnić jednego człowieka-orkiestrę, niż kilku, bo tną koszty i nie muszą tracić czasu na koordynowanie prac w zespole. Po drugie klient to też człowiek i często przywiązuje się do jednej, czy drugiej osoby, której ufa, która się sprawdziła i zawsze odwala dobrą robotę.
I dokładnie ten mechanizm powinieneś wykorzystać budując z klientami takie długofalowe relacje.
Poza tym jeszcze jedna rada — pamiętaj, żeby trzymać i aktualizować swoje portfolio także poza portalami typu Freelancer albo Upwork. Jeżeli kiedyś z nich odejdziesz, bo staną się zbyt drogie albo z jakiegoś innego powodu, to będziesz miał przynajmniej pewność, że nie będziesz musiał wszystkiego zaczynać od zera. Pomoże ci w tym twoja historia i reputacja wyniesiona przez lata pracy zdalnej.
Ile pracować?
Jeżeli przyjmiemy, że 8-godzinny dzień pracy to smutna „norma” naszych czasów, to pracując zdalnie dostaniesz pieniądze za mniej. Dlaczego?
Bo za szukanie zleceń nikt ci nie będzie płacił, ani za rozmowy kwalifikacyjne, ani za jednego, czy drugiego maila, na którego odpisałeś poza czasem pracy, bo był super pilny. Nastaw się, że przepracujesz 6 faktycznych godzin na całe 8, które spędzisz przy biurku. No chyba, że jesteś tytanem pracy, golemem skupienia, kawy nie pijasz, jeść nie musisz i napierdalasz jak cyborg.
Jak sobie z tym ubytkiem radzić? Albo możesz sobie powtarzać rano motywacyjne mantry przed lustrem i śrubować efektywność albo po prostu pogodzisz się z tym i będziesz kompensował to sobie odpowiednio wyższą stawką godzinową.
Gdzie pracować?
To prawda, że pracę przez internet możesz wykonywać niemal z każdego miejsca. Problem polega jednak na tym, że nie z każdego miejsca to ma sens. Co masz do wyboru?
To wszystko, jeżeli chodzi o podstawy. Jeżeli temat się wam spodoba (lajk, lajk!), to będę kontynuował w ten deseń — o tym jak wyrobić swoją markę w sieci, jak zdobyć lepsze zlecenia, jak sprawić, żeby klient skakał z radości i jak to wszystko pogodzić z podróżą i dołączyć do grona cyfrowych nomadów.
Czuj czuwaj!
Komentarze
Hm….
Pracuje zdalnie dobrze ponad dziesiec lat (zawod: inzynier jakosci oprogramowania), z czego jako freelancer moze ze 3 lata uzbieraloby sie. Do 2011 roku zylam i pracowalam w Dolinie Krzemowej, majac pod soba ludzi z krajow outsourcowanych (glownie Indie, ale i Boliwia oraz Filipiny – zarządzalam zdalnie takimi zespolami). W 2011 opuscilam USA, udalam sie do Am Pd i zaczelam zycie po drugiej stronie lustra, hyhyhy.
Nigdy nie korzystalam z zadnego z wymienionych przez ciebie serwisow. W ogole, imho praca kompletnie freelancerska nie ma od strony finansowej sensu – no chyba ze jestes np. system architect, security specialist etc. na dodatek nieco znanym w brazy – wtedy mozesz sobie zaśpiewac za jedno zlecenie dosc dowolna kwote i nastepne kilka miesięcy posuchy nie zrobi ci większej szkody na portfelu i zyciu. W przeciwnym razie to jest ciagle szarpanie sie i martwienie co bedzie za te kilka miesiecy jak ci sie kontrakt skonczy.
Najsensowniej wlasciwie to jest znalezc jakas firme gdzie najpierw zatrudnisz sie stacjonarnie, bedziesz poginac do biura, szefostwo i zespol zyska do ciebie zaufanie, a potem zaczniesz kombinowac ze zmiana miejsca zamieszkania. Zalety: nadal pracujesz na etat albo na stale zlecenie, za to mozesz to robic z dowolnego miejsca, o ile strefa czasowa nie przkracza ok. 5 godzin.
Najlepsza prace zdalna – gdzie przez 2.5 roku nigdy nikogo z firmy osobiscie nie spotkalam – znalazlam przez…craigslist. Znalazlam ogloszenie, odpisalam, za 3 godziny mialam interview a nastepnego dnia podpisana umowe bezposrednia z firma a nie przez jakichs kijowych posrednikow/agencje.
Firmy/serwisy ktore zastrzegaja sobie mozliwosci nagrywania/sledzenia tego, co robisz na swoim kompie, to jest oferta dla bardzo zdesperowanych, a o zleceniodawcy swiadczy jak najgorzej. W koncu, za co placi? Za dostarczenie produktu/uslugi na okreslonym poziomie, czy za pokazanie mordy na kamerze i odbębnie dupogodzin? Albo mamy do siebie jakies minimum zaufania na pozimie profesjonalnym, albo nie ma sie co bawic w stalking.
O ile ktos operuje w branzy IT/high tech to chyba najsensowniej jest szukac na dice.com ofert, ktore daja mozliwosci pracy zdalnej. Prawie w kazdej wymagaja stawienia sie osobistego raz na jakis czas w biurze, ale nie od razu krakow zbudowano przeciez :) Moim zdaniem latwiej zaczac tak, niz z kijowych serwisow jako pan No Name bez doswiadczenia i czesac za 8 USD/h – to donikad nie prowadzi ani finansowo, ani od strony pozniejszych perspektyw (no chyba ze jestes geniuszem…).
Pozdrawiam zdalnie z Urugwaju :)
N.
Świetnie, gratuluję.
Tylko jak bardzo uniwersalne są to rady? Speców w IT, którzy mogą sobie pozwolić pójść w Twoje ślady jest zaledwie garstka w porównaniu do rzeszy ludzi, która marzy o pracy zdalnej. Specom IT nie trzeba nic doradzać, bo gdzie się nie obrócą i tak będą na nich czekały spore pieniądze i wyciągnięte ręce.
Napisz Jankowi, co skończył marketing dwa lata temu, żeby poleciał do Doliny Krzemowej popracować ze dwa lata, żeby potem złapać robotę-marzenie na craigslist. Jak oceniasz jego szanse na powodzenie?
Dlatego piszę o tych serwisach „dla desperatów”. W przeciwieństwie do pracy w Doliny Krzemowej, są one w realnym zasięgu zwykłego zjadacza chleba.
Pisząc o „minimum zaufania na pozimie profesjonalnym” chyba nigdy nie dostałeś cegły w paczce zamawiając coś przez internet.
Nie każdy też musi i nie każdy chce rozliczać się zadaniowo, bądź pracować na pełen etat. Dla tych wszystkich najwygodniejsza jest praca na godzinę z kompromisem w postaci częściowej inwigilacji. Z resztą najpierw spróbuj, a potem pogadamy, bo recenzujesz film, którego nawet nie widziałeś.
Moje rady nie są uniwersalne, ale bo tez mozliwosc pracy zdalnej NIE JEST UNIWERSALNA i nie jest dostepna dla kazdego. To zludzenie, ktorym podniecaja sie co większe serwisy/portale/media. A rzeczywistosc lezy i kwiczy oraz popiskuje.
Prawda jest taka: bardzo duzo roznych rodzajow prac moze byc wykonywanych poprzez Internet. Technologia juz tam jest, i to dobrze od ponad dekady, ale MENTALNOSC LUDZKA NIE. A zwlaszcza mentalnosc pracodawcow/zleceniodawcow. Do tego masz owe serwisy freelancerskie, ktore maja prowizję zdziercza jak jasna cholera, no ale jakos sobie musza naganiac klientow, idą więc artykuliki z pieniami pochwalnymi i mozliwosciami typu „zlote gory zarobisz z plazy Tajlandii, no experience required” i spora czesc naiwnych Kowalskich sie na to lapie – ostatecznie oplaca prowizję firmie posredniczacej od tych ilus przepracowanych tygodni – zanim sie Kowalski zorientuje, ze to scam. Ale juz beda nastepne Kowalskie, bo nastepne artykuliki polecialy… i tak dalej. Tak to się kreci.
Janek, co skonczyl marketing w Polsce na uczelni „Wyzsza Szkola Gotowania na Gazie” ma gowniane szanse na jakakolwiek sensowna prace GDZIEKOLWIEK, a zwlaszcza przez Internet, albowiem Hindusow, Filipinczykow ani stawka, ani kontaktami nie przebijesz. Hindus zawsze i wszedzie zatrudni najpierw innego Hindusa – a zobacz sobie, jakie sa najwieksze na swiecie firmy posredniczace…jaki jest sklad board members, kto jest tam w managemencie.
Ba. Oni angielski znaja lepiej od Kowalskiego…Po prostu. Podobnie jest z ludzmi, ktorzy nie maja zadnego konkretnego doswiadczenia w czymkolwiek zaraz po studiach. No moga sobie próbowac, ale w ogromnej wiekszosci przypadkow zaczynanie od serwisow freelancerskich skonczy sie tym, ze wiecej straca niz zyskaja. Ot, smutna rzeczywistosc.
Co do pracy zadaniowej. Jak sobie wyobrazasz rozliczanie z tego, co robisz ZDALNIE inaczej, niz akceptujac/odsylajac do poprawek to, co zrobiles?
Kurde, nawet durne wklepywanie danych do excela mozna spieprzyc, bo wpiszesz nie w tą komórkę co trzeba, i cały raport będzie spierdzielony. A wpisywanie danych w branży med? Oczywiscie, ze ktos to potem musi sprawdzac. I taki system pracy to jest wlasnie system zadaniowy. Rozliczasz sie z tego co zrobiles, a nie z tego, co powiedziales, ze bedziesz robic. Firma wynajmuje ludzi do konkretnego zlecenia czyli ZADANIA. Jak nie zostanie ono wykonane zgodnie z umową, to za co maja placic pelna odplatnosc?
Aha, i zeby nie bylo – ja mam w pracy zdalnej doswiadczenie nie tylko z pozycji SQA. Poprzez serwisy freelancerskie bralam tez zlecenia na tłumaczenie, pisanie tekstow marketingowych, pisanie tekstow do roznych magazynow, redakcja i korekta. I wnioski powyzsze co napisalam – ze nie ma sensu korzystac z tychze serwisow – pochodza z tych zlecen. Bo stawki sa tak gówniane, ze nawet zyjac w tanim kraju nie bardzo jest sie z tego jak utrzymac. To jest race to the bottom cenowy i dobrze, zanim ktos zainwestuje swoj czas i pieniadze, zeby o tym wiedzial.
W skrócie — mam odmienne zdanie :)
Serwisy ułatwiają znalezienie pracy zdalnej i oferują łatwy dostęp do zagranicznych rynków, gdzie zleceń jest więcej i są lepiej płatne niż w Polsce.
Konkurencja z „Hindusami”? Moim zdaniem, ci, którzy na nią narzekają nie mają do zaoferowania nic ponad to, co „Hindusi” oferują. Jak już wspominałem w artykule, jako Polacy mamy całkiem niezłą pozycję negocjacyjną, bo klienci na Zachodzie przyzwyczaili się, że freelancerzy z Europy Wschodniej odwalają świetną pracę, a przy tym robią za niższe stawki niż w ich rodzimym kraju. Często sami zleceniodawcy zaznaczają, że przyjmują oferty wyłącznie od mieszkańców Europy Wschodniej. No, ale według Ciebie muszą to być totalni głupcy, bo przecież mogliby skorzystać z usług tańszych „Hindusów”.
Poza tym nie uważam, że serwisy pośredniczące to najlepsza forma pracy zdalnej, sposób na szybkie wzbogacenie i magiczne perpetuum mobile. Sam obecnie pracuję na zdalnym etacie dla klienta spoza wspomnianych serwisów. Uważam natomiast, że Freelancer, czy Upwork są świetnym poligonem doświadczalnym, gdzie można stawiać pierwsze freelancowe kroki bez uprzedniej inwestycji w marketing, czy networking.
A jak tylko freelance przez serwisy przestanie być opłacalny albo pojawi się lepsza oferta na boku, czy nawet praca etatowa, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zawiesić działalność na portalach i szukać szczęścia gdzieś indziej np SQA w Urugwaju.
Pozdr!
Chyba nie do konca sie zrozumielismy.
Rzuciles przyklad Janka, co dopiero skonczyl marketing na jakiejs podrzednej uczelni w Polsce i nie ma doswiadczenia w niczym konkretnie. No taki Janek to moze tylko cena konkurowac, bo czym niby wiecej na portalu, gdzie zleceniodawcy maja do wyboru tysiace potencjalnych freelancerow?
A w tej konkurecji – race to the bottom – ciezko jest pobic Hindusow.
Jak masz cos wiecej do zaoferowania, to wtedy nie startujesz w szrankach pod tytulem „przebijam was ceną” :) tylko konkurujesz umiejetnościami :) A to juz troche inna konkurencja.
Nie napisalam niczego, co mogloby sugerowac, ze „Często sami zleceniodawcy zaznaczają, że przyjmują oferty wyłącznie od mieszkańców Europy Wschodniej. No, ale według Ciebie muszą to być totalni głupcy, bo przecież mogliby skorzystać z usług tańszych „Hindusów”.
Co do „Uważam natomiast, że Freelancer, czy Upwork są świetnym poligonem doświadczalnym, gdzie można stawiać pierwsze freelancowe kroki bez uprzedniej inwestycji w marketing, czy networking.”
No a ja uwazam, ze zamiast wywalac kase na marketing czy networking – jak zaczynasz od zera i nie masz doswiadczenia/umiejetnosci/portfolio to lepiej jest tę kasę wywalić na zdobycie konkretnych umiejetności :)
Jakos tak w realnym swiecie jest, ze jak chcesz cos sprzedawac, to najpierw musisz miec co, a dopiero potem to sprzedajesz – bo sprzedawanie nieistniejacych produktow/umiejetności ma krótkie nóżki :)
Serwisy freelancerskie sa rynkiem pracodawcy – wiec to wlasnie potencjalni pracodawcy/zleceniodawcy dyktuja warunki. Na rynku pracy pracodawcy, świeżakom bardzo ciężko jest zdobyc jakiekolwiek sensowne doswiadczenie – i to zarowno jesli mowimy o rynku wirtualnym jak i o realnym w jakims konkretnym kraju. Robienie drobnych gigs ma sens jak chcesz sobie dorobic parę groszy – ale jako początek sciezki kariery w czyms konkretnym to nie. Raz, ze takie „doswiadczenie” nie bardzo sie potem liczy (grafik byc moze bedzie mogl pokazac swoje dzielo, ale juz tlumacz czy autor newsow do portalu, gdzie nie moze sie podpisac, juz nie). Dwa, ze rachunki musisz placic co miesiac, a giga raz masz, raz nie. Raz wplynie kasa terminowo, a raz nie. Fajnie sie tak bawic, jak jestes na cudzym utrzymaniu i tylko sobie dorabiasz, ale zarabiac normalnie w ten sposob na zycie to…. coz, wish you luck :)
Bardzo ciekawy artykuł dla człowieka, który planuje zacząć swoją przygodę… Przyznam szczerze, że cały czas się jeszcze nad tym zastanawiam. Jestem na dobrej drodze z moim etatem, dlatego zwlekam, czy nie lepiej pozostać przy tym, co się teraz ma. Mieszkam i pracuję na emigracji i puki jest jeszcze sporo nieodkrytych miejsc w mojej okolicy, to nie zamierzam zmieniać miejsca zamieszkania. Nigdy jednak nie wiadomo co przyniesie los…