Latające auto Begza z napędem na mleko
—Czy liżesz swoją miskę?—Begz zwrócił się do mnie, kiedy finalnym siorbnięciem wciągnąłem zawartość łyżki, wieńcząc tym samym wspólną kolację. Uniosłem brwi, próbując dociec co mój gospodarz ma na myśli.
—Miskę…?—powtórzyłem dla pewności. Wtedy Begz pochwycił swoją i… zaczął ją lizać. Dokładnie, z pietyzmem, ruchem kołowym, z zewnątrz do wewnątrz.
Przez myśl mi przeszło, czy Begz nie demonstruje mi sposobu na szybkie mycie naczyń w pozbawionej dostępu do bieżącej wody jurcie.
—W ten sposób ćwiczysz te mięśnie—Begz objął dłonią swoją szczękę—samo zdrowie—dodał. To bynajmniej nie jest mongolska prawda przekazywana z pokolenia na pokolenie. Begz wyczytał ją w Internecie.
Mongolia w sieci
Begz nie wyobraża sobie życia bez sieci. Jak wielu, z tą różnicą, że nie traktuje Internetu jako synonimu gier na Facebooku, czy źródła pirackiej muzyki. Dzięki Internetowi, jak sam twierdzi, łączy ludzi. Tym się zajmuje na co dzień. Co to właściwie znaczy? Begz wskazał mi stronę na Facebooku.
—Organizują szkolenia dla kobiet—odszukał szybko grupę zrzeszającą parę tysięcy Mongołek—Powinny o tym wiedzieć—wystukał na klawiaturze krótką wiadomość i załączył link.
Drugi po Dżyngis-chanie
W ten sposób Begz łączy tych, których zna jak i tych, których nie zna. Tych drugich jest coraz mniej, bo Begz jest jednym z najbardziej aktywnych couch-surferów. Jeszcze, będąc w Moskwie wspomnieliśmy poznanym tam couch-surferom o zaproszeniu od Begza, którzy zapytali nas, czy chodzi o „TEGO Begza”. Biorąc pod uwagę odległość jaką dzieli Ułan Bator od Moskwy, Begz zdaje się cieszyć popularnością porównywalną z Madonną. Wszystko za sprawą wywiadów opublikowanych przez gości Begza i powstałych filmów na jego temat takich jak ten poniżej:
Jurta-surfing
My wylądowaliśmy w jurcie Begza jako 154. podróżnicy wpisani do czwartego tomu prowadzonej przez niego księgi gości. Księgi, która jest równie ciekawa jak wszystkie inne inicjatywy Begza. Nie powstała bynajmniej dla zaspokojenia próżności gospodarza, który liczył na wpisy pełne pochlebstw, ale dla propagacji wiedzy i doświadczenia. Idei, która stanowi fundament samego couch-surfingu. Dzięki wpisom w księdze dowiedzieliśmy m.in. jak dalej tanio dojechać do Chin. Dla przyszłych czytelników wpisu numer 154. zostawiliśmy parę cennych wskazówek, gdzie warto postawić stopę w Poznaniu i Gdańsku.
Rozwój Mongolii
Begz jeszcze do niedawana pracował w bibliotece jako kierownik działu technicznego. Zrezygnował po konflikcie z nowym dyrektorem, który miał odmienną definicję tego, czym dzisiaj jest biblioteka. Dla Begza to nowoczesne centrum dostępu do wiedzy, a nie zbiór regałów z zakurzonymi woluminami. Dyrektorowi może być ciężko nadążyć za zmianami, biorąc pod uwagę, że pierwsza publiczna biblioteka w Mongolii powstała dopiero w latach 20. ubiegłego wieku, a większość wiosek, w których żyje blisko połowa ludności Mongolii, biblioteki zwyczajnie nie ma.
Begz twierdzi, że powszechny i równy dostęp do informacji to konieczność. Dla niego wyznacznikiem rozwoju społeczeństwa nie jest ani wysokość betonowych wieżowców, ani liczba aut na drogach. Begz mówi o edukacji i wiedzy, która jeszcze do niedawna, zamknięta w książkach była luksusem. Natomiast obecnie, dzięki sieci jest na wyciągnięcie ręki.
E-mail wysłany z Gobi
Marzeniem Begza jest bezpłatny i powszechny dostęp do bezprzewodowego Internetu. To idealne rozwiązanie dla Mongolii, w którą zamieszkuje zaledwie 3 miliony ludzi, lecz rozproszonych na terytorium pięciokrotnie większym niż powierzchnia Polski. To także sposób na spowolnienie procesu migracji Mongołów z wiosek do Ułan Batoru.
Sposób Begza
Wchodząc na podwórko z krowami leniwie skubiącymi trawę, nie przypuszczałem, że w jurcie Begza znajdę olbrzymi ekran plazmowy i założoną przez niego sieć Wi-Fi, a jego pięcioletnia córka bez pardonu zapyta mnie bezbłędnie po angielsku jak mi minął dzień. To co Begzowi udało się w stu procentach, to połączyć tradycyjny styl życia z nowoczesną technologią.
Chłepcząc przygotowany przez żonę Begza jogurt, patrzyłem z podziwem na mongolskiego szamana, czyniącego prawdziwą magię. Co z tego, że przy użyciu komputera?
I Ty trzymaj kciuki, żeby spełniło się jeszcze jedno marzenie Begza—chce on bowiem zabrać całą (niemałą) rodzinę w podróż dookoła świata. Do tego jak twierdzi, potrzebuje latającego samochodu. Jeżeli masz namiary na takowy, proszę daj mu znać czym prędzej. Najlepiej z napędem na świeże krowie mleko, bo tego u niego zawsze pod dostatkiem.
Komentarze
Zastanawiam się nad podróżą do Mongolii z przyjaciółmi. Jedynym problemem jest to iż nie jadam mięsa od ponad 10 lat. Twój blog i posty dały mi nadzieję że być może jest szansa na zwiedzenie tego kraju.
Jeżeli mięso miałoby cię powstrzymywać przed jakąkolwiek podróżą, to obawiam się, że nie mogłabyś przekroczyć progu własnego domu :) Jedź, nie przejmuj się takimi drobiazgami, na pewno znajdziesz coś wege-wartościowego do jedzenia i w Mongolii i po drodze. Pozdrawiam!